Oświecenie

Osho,

mówisz nam, abyśmy żyli tu‑i‑teraz, bez celów... a jednocześnie wabisz nas opowiadaniem o ekstazie, oświeceniu, wolności i spełnieniu. Wygląda to na sprzeczność.

            Proszę o wyjaśnienie.

 

            Nie ma w tym żadnej sprzeczności; jest to zwykły fakt. Lecz umysł ma skłonność do stwarzania problemów tam, gdzie one nie istnieją. Umysł to maszyna do produkcji problemów.

            Gdy mówię, że ekstaza jest wspaniała; gdy mówię, że oświecenie jest błogością – nie mówię tym samym o przyszłości, nie wabię cię, lecz po prostu stwierdzam fakt.

            Gdy mówię, abyś żył tu‑i‑teraz, bez żadnych celów, pokazuję ci sposób, jak oświecenie może się wydarzyć już teraz.

            Oświecenie nie jest odległym celem. Jest teraźniejszą szansą. Możesz ją zmarnować, choć nie jest od ciebie oddalona. Jesteś pogrążony w głębokim śnie. Możesz ją zmarnować. Nie oznacza to, że musisz ciężko pracować, aby osiągnąć oświecenie. Oznacza to jedynie, że nie jesteś świadomy tego, co otacza cię już teraz.

            Ciągle opowiadam o oświeceniu, ponieważ bez niego jesteś martwy; bez niego tylko udajesz, że istniejesz – tak naprawdę nie istniejesz wcale. Bez niego ciągle coś przegapiasz.

            Ale pamiętaj – nie tworzę celu dla twoich pragnień. Oświecenie nigdy nie może być celem. Musisz to zrozumieć. Nirwana nie może być celem twoich pragnień.

            Wyjaśnię ci to. Kiedykolwiek czegoś pragniesz – stajesz się napięty. Pragnienie jest przeszkodą. Kiedykolwiek czegoś pragniesz, wtedy oczywiście pragniesz w przyszłości. Jak możesz pragnąć w teraźniejszości? W teraźniejszości nie ma wystarczająco dużo miejsca dla istnienia pragnienia. Ono może istnieć jedynie w przyszłości. Pragnienie może być zainteresowane jedynie czymś w przyszłości: czymś, czego jeszcze tu nie ma. To, co już tu jest, nie może być przedmiotem pragnienia. Możesz się tym zachwycać, ale nie możesz tego pragnąć. Możesz tym żyć, możesz to wytańczyć, ale nie możesz tego pragnąć.

            Dlatego wszyscy buddowie mówią: „Bądź pozbawiony pragnień”.

            Lecz ludzkim problemem jest to, że rozumiemy to zdanie tak: „Uczyń stan bez pragnień swoim celem”.

            Zamieniamy wszystko w cel. Cokolwiek pojawi się w umyśle, jest natychmiast zredukowane do celu i powstaje problem. Umysł od razu pyta: „jak?” – jak to osiągnąć, jak to zdobyć, jak się tym stać? I znów przegapiłeś.

            Gdy buddowie mówią: „Bądź pozbawiony pragnień”, nie starają się tym samym postawić przed tobą celu. Mówią po prostu: „Spójrz, zajrzyj do swoich pragnień, zrozum je, zrozum ich daremność. Zajrzyj głęboko, przeniknij je i samo to przenikanie ci pomoże – pragnienie zniknie”.

            Jeśli jesteś w stanie zrozumieć całkowitą daremność pragnienia, czy będziesz wtedy pytał, jak je odrzucić? Jeśli zrozumiesz całkowitą daremność pragnienia, ono samo odpadnie.

            Ciągle pytasz „jak?”, ponieważ ciągle się powstrzymujesz, ciągle chcesz odłożyć to na później. Ciągle myślisz, że coś ci przeszkadza: „Może się mylę, może nie podejmuję wystarczających wysiłków, może idę w złym kierunku...”

            Ciągle masz nadzieje.

            Gdy przyjrzysz się naturze pragnienia, zrozumiesz, że ono jest jak horyzont: pojawia się daleko stąd. Jeśli zaczniesz iść, horyzont będzie się przesuwał wraz z tobą. Gdy dojdziesz do punktu, o którym myślałeś, że tam właśnie styka się ziemia z niebem, okaże się, że tak nie jest. Znów horyzont jest tak samo oddalony. I gdy znów zaczniesz iść, horyzont będzie się przesuwał wraz z tobą. Odległość pomiędzy tobą a horyzontem będzie zawsze taka sama. Jeśli spojrzysz głęboko w naturę pragnienia, będzie ci łatwo to zrozumieć, ponieważ jest to fakt, a nie teoria na temat pragnienia.

            Masz tysiąc dolarów. Umysł domaga się dwóch tysięcy. Mówi: „Jeśli nie podwoisz posiadanej sumy, jeśli nie będziesz miał dwóch tysięcy, to nie będziesz szczęśliwy”. Możesz zdobyć dwa tysiące dolarów, zmarnujesz na to dużo czasu, lecz pewnego dnia zdobędziesz te pieniądze. Ale w czasie, gdy zdobywałeś dwa tysiące dolarów, pragnienie przesunęło się do przodu. Teraz żąda czterech tysięcy.

            W czasie, gdy zdobywałeś dwa tysiące, przyzwyczaiłeś się do większych wygód, teraz potrzebujesz ich więcej. Mieszkanie okazuje się zbyt małe, ten stary samochód, którym jeździłeś, staje się dla ciebie wręcz hańbą – trzeba go wymienić. A gdy będziesz zdobywał cztery tysiące dolarów, horyzont oddali się znowu i zażąda ośmiu tysięcy.

            Pomiędzy pragnieniem a spełnieniem, odległość pozostaje ta sama, nigdy się nie zmienia, nawet o centymetr. Zarówno żebrak jak i król są w tej samej sytuacji. Jeśli przyjrzysz się odległości pomiędzy pragnieniem a spełnieniem, zobaczysz, że zarówno pragnienie jak i spełnienie jadą na tym samym wózku.

            Zrozumiane, pragnienie samo odpada – odpada samorzutnie. To nie ty je odrzucasz, więc nie ma pytania „jak?”. A gdy pragnienie odpada, pojawia się stan bez pragnień. Nie musisz czynić wysiłków, aby ten stan się pojawił. Nie musisz ciężko pracować, aby ten stan osiągnąć. To nie jest cel.

            Gdy znika pragnienie... nieobecność pragnienia jest bezpragnieniowością. Wyjaśnię to w inny sposób. Gdy używam słowa „bezpragnieniowość”, wtedy myślisz, że jest to coś przeciwnego pragnieniu. Nie jest. Bezpragnieniowość nie jest przeciwieństwem pragnienia. Bezpragnieniowość jest po prostu nieobecnością pragnienia, a nie jego przeciwieństwem. Gdyby była przeciwieństwem, mogłaby stać się celem. Nie jest przeciwieństwem. Nie możesz uczynić z niej celu.

            Miłość nie jest przeciwieństwem nienawiści. Gdyby była przeciwieństwem nienawiści, wtedy w miłości ciągle istniałaby nienawiść, ciągle płynąłby ukryty strumień nienawiści. Autentyczna miłość nie jest przeciwieństwem nienawiści. Miłość buddów nie jest przeciwieństwem nienawiści. Jest po prostu nieobecnością nienawiści.

            Współczucie nie jest czymś przeciwnym gniewowi. Gdy znika gniew, pojawia się współczucie. Współczucie jest nie po to, aby o nie walczyć; nie jest przeciwne gniewowi. Gdy znika gniew, pojawia się współczucie. Współczucie jest twoją naturą.

            Bezpragnieniowość jest tobą. Gdy znikają wszystkie pragnienia i gdy zostajesz sam, wtedy, w tej pięknej samotności, czystej samotności, kryształowej samotności... jest bezpragnieniowość. Nie ma nawet śladu pragnienia... żadnego celu, nie ma dokąd biec.

            Wtedy po raz pierwszy przeżywasz życie takie, jakie jest. Po raz pierwszy słychać twoją pieśń, która rozbrzmiewa na całą egzystencję. Po raz pierwszy jesteś zdolny, aby świętować.

            Nazywa się to oświeceniem, nirwaną.

            Nirwana nigdy nie może być celem. Gdy nie masz żadnego celu, wtedy przychodzi do ciebie nirwana. Nigdy do niej nie dąż. Gdy do niczego nie dążysz, wtedy nirwana przychodzi do ciebie sama. Jeśli chcesz posłużyć się innym językiem, możesz użyć słowa „bóg”.

            Nie podążaj do boga. Nie można podążać do boga. Gdzie dojdziesz? On jest albo wszędzie, albo nie ma go nigdzie. Dokąd pójdziesz?

            Nie możesz zamienić boga w przedmiot. Nie możesz wystrzelić strzały swojego pragnienia do tarczy boga. Bóg jest albo wszędzie – jak zatem zrobisz tarczę? – albo nigdzie, i wtedy też nie możesz zrobić z niego tarczy.

            Nikt nigdy nie dotarł do boga. Gdy zaprzestajesz wszelkiego docierania; gdy odrzucasz ten cały nonsens osiągania, wtedy nagle bóg przychodzi do ciebie sam. A gdy przychodzi – przychodzi zewsząd, ze wszystkich stron. Po prostu wstępuje do ciebie poprzez każdą cząstkę twojego istnienia. To nie ty docierasz do niego – to on przychodzi do ciebie.

            Kiedy ludzie mówią mi, że szukają boga, odpowiadam im: „Proszę, nie wysilajcie się. Ta podróż jest daremna. Po prostu odpocznijcie, poczekajcie i pozwólcie bogu samemu do was przyjść. Samo wasze poszukiwanie jest przeszkodą”.

            Umysł poszukujący to umysł spięty. Poszukujący umysł nie zna wytchnienia. Poszukujący umysł jest zawsze poza domem... wędruje, błądzi, gdzieś się tuła.

            Jeśli cię odwiedzę – myślisz, że cię zastanę? Możesz być zupełnie gdzieś indziej. Zawsze jesteś zupełnie gdzieś indziej. Gdziekolwiek wydajesz się być – nie ma cię tam.

            Gdy siedzisz w kościele, siedzi tam jedynie twoje ciało. Możesz być w sklepie, możesz być w biurze, możesz być w fabryce. Gdziekolwiek jesteś, jest tam tylko twoje ciało, a twój umysł może być zupełnie gdzieś indziej – świat jest ogromny.

            Nigdy nie ma cię tam, gdzie jesteś.

            Bądź tam. Gdziekolwiek jesteś – bądź tam. Są to wrota do boskości i boskość wstępuje do ciebie.

            Nirwana staje się koszmarnym snem, jeśli jej szukasz. Wtedy nawet nirwana jest najbardziej koszmarnym snem jaki istnieje.

            Bogactwo może być zdobyte, jeśli go szukasz. Władza może być zdobyta, jeśli jej szukasz. Zajmuje to dużo czasu, wymaga wiele wysiłku i jest bezużyteczne, ponieważ kiedy ją zdobędziesz, okaże się, że nie ma w niej nic. Ale możesz ją zdobyć. Jeśli jesteś wystarczająco obłąkany, możesz osiągnąć w tym świecie wszystko. Musisz tylko być wystarczająco obłąkany. Wtedy wygrasz, gdyż nikt nie będzie w stanie z tobą konkurować do momentu, kiedy nie nadejdzie ktoś bardziej obłąkany niż ty. W tym świecie możesz znaleźć wszystko czego pragniesz. Będzie to koszmarny sen, ale ten sen ma swój koniec.

            Lecz ostatnim i ostatecznym koszmarnym snem jest nirwana. Gdy zaczniesz jej szukać, wtedy nigdy się nie pojawi, ponieważ jej najgłębsza natura uniemożliwia ci sięganie po nirwanę.

            Zatem gdy mówię, abyś był tu‑i‑teraz, proszę tym samym, abyś pomógł nirwanie samej do ciebie przyjść. Bądź w domu. Po prostu czekaj. Wcześniej czy później usłyszysz jak bóg puka do twoich drzwi.

            Jezus mówi: „Pukajcie, a będzie wam otworzone”.

            Ja mówię: „Po prostu czekaj. Bóg sam zapuka. Ty tylko bądź czujny i otwórz drzwi, gdy usłyszysz pukanie”.

            On puka ciągle, bezustannie, lecz ciebie nie ma tam i nie słuchasz, i nie słyszysz. Ciebie nie ma tam i nie otwierasz drzwi. Gość czeka przy drzwiach, lecz w środku nie ma gospodarza.

            Bądź gospodarzem. To jest to, co nazywam byciem tu‑i‑teraz. Oznacza to po prostu: bądź gospodarzem dla życia, bądź gospodarzem dla egzystencji. Bądź dostępny, a wszystko ci się przydarzy, niczego nie będziesz pozbawiony. Nic, oprócz pragnienia, nie jest w stanie ci przeszkodzić. Nic, oprócz twojej bezustannej gonitwy tu i tam, nie jest w stanie ci przeszkodzić. Tylko odpocznij przez chwilę.

            Gdy mówię odpocznij, myślę o odpoczynku tu‑i‑teraz. Nie odkładaj tego na później, gdyż kto potrafi odpocząć jutro?

            Będę ciągle wychwalał piękno ekstazy, ale nie zrozum mnie źle. Nie próbuję cię wcale przekonywać, że powinieneś osiągnąć nirwanę. Ona nie jest celem. Nie może zostać zamieniona w cel. Nie może stać się przedmiotem pragnienia. Ona jest dostępna. Tylko popatrz. Uważnie spójrz. Życie jest nadzwyczajnie cudowne. Zalewa cię zewsząd.

            Nazywam to medytacją. To jest to, co w zenie nazywa się zazen – po prostu siedzenie, nieskończone czekanie... obserwowanie, bycie czujnym i uważnym, niezmierzanie donikąd... i nagle – cud cudów: to, czego szukałeś i nie mogłeś znaleźć, nagle się przydarza.

            Nie ma w tym sprzeczności, lecz umysł będzie ciągle jej szukał, ponieważ jeśli nie znajdzie sprzeczności, nie będzie miał żadnej funkcji do spełnienia. Umysł najpierw kreuje problem, potem usiłuje znaleźć tego problemu rozwiązanie. Nie pozwól umysłowi kreować problemu tam, gdzie żaden problem nie istnieje.

            Słyszałem anegdotę o pewnym lekarzu, do którego przyszła przeziębiona baba. Lekarz poradził:

            – Ta noc będzie bardzo zimna. O północy niech pani pójdzie nago nad jezioro i do niego wskoczy.

            Wzburzona baba krzyknęła:

            – Chyba pan oszalał! Jestem przecież przeziębiona, a jezioro w nocy będzie lodowate! Nabawię się zapalenia płuc!

            Na co lekarz ze stoickim spokojem wyjaśnił:

            – Niech się pani nie martwi. Nie mam żadnego lekarstwa na przeziębienie, ale mam za to doskonałe lekarstwo na zapalenie płuc, więc mogę je łatwo wyleczyć. Niech pani tylko zastosuje się do mojej porady...

 

            Umysł najpierw kreuje problemy, a potem dostarcza rozwiązania tychże problemów. Czy widzisz ten nonsens?

            Odetnij umysł przy samym korzeniu. Nie pozwól mu kreować problemu – oto właściwe rozwiązanie. W przeciwnym wypadku umysł sam zacznie dostarczać ci rozwiązania.

            Przede wszystkim, sam problem był fałszywy. Jak zatem rozwiązanie może być prawdziwe? Jeśli rozwiązujesz fałszywy problem, wtedy rozwiązanie też będzie fałszywe. Wtedy zaczynasz się cofać. I aby znaleźć rozwiązanie, umysł zacznie znów kreować nowe problemy. Wtedy znowu muszą zostać dostarczone rozwiązania. I tak bez końca.

            Gdy twój własny umysł nie potrafi dostarczyć ci rozwiązania, wtedy szukasz większych umysłów i udajesz się do filozofów – ludzi, którzy mają głowy wypełnione teoriami, doktrynami, świętymi księgami. Jeśli nie znajdujesz własnego rozwiązania, wtedy szukasz znawców i oni dostarczają ci owych rozwiązań.

            Ale znawcy jeszcze nigdy nikomu nie pomogli. Filozofia liczy sobie pięć tysięcy lat, w ciągu których nie dostarczyła nawet jednego rozwiązania jakiegokolwiek problemu. Wręcz przeciwnie: sama stworzyła dużo więcej problemów.

            Odetnij sam korzeń.

            Kiedykolwiek umysł usiłuje wykreować problem, sprawdź, czy nie jest to kolejny podstęp. Według mnie, życie jest bardzo proste i nie zawiera żadnych problemów.

            Nie twierdzę, że życie nie jest tajemnicą.

            Twierdzę, że życie nie jest łamigłówką, którą możesz rozwiązać.

            Życie jest tajemnicą ogromną, ale bardzo prostą. Możesz ją przeżyć, możesz się nią cieszyć, możesz się w niej zatopić... otwierają się jedne drzwi po drugich... niekończąca się podróż wypełniona odkryciami... czekają na ciebie coraz wspanialsze objawienia...

            Ale nie jest to łamigłówka, którą możesz rozwiązać. Im bardziej się w życie zagłębiasz, tym bardziej niepoznawalne się staje. Im lepiej wiesz, tym lepiej wiesz, że nie wiesz.

            Przychodzi taki moment, kiedy cała wiedza wydaje się bezsensowna. Jest to moment, gdzie świadomość przechodzi przeistoczenie – od filozofii do religii; od bezużytecznych, stęchłych teorii do wiecznie żywego źródła życia.

            Życie jest tajemnicą i nie próbuj jej rozwiązywać – ona nie ma żadnego rozwiązania.

            Umysł ciągle próbuje rozwiązywać. Odetnij korzeń.

            Kiedykolwiek umysł próbuje kreować problem, wtedy przypatrz się, czy jest to naprawdę problem.

            To taka prosta rzecz, którą powtarzam. Bądź tu‑i‑teraz, a przydarzy ci się oświecenie. Już się przydarzyło – musisz je jedynie rozpoznać. Przydarzyło się nawet przed twoimi narodzinami. Przydarzyło się równocześnie z twoim życiem. Sama twoja egzystencja jest oświecona. Wystarczy zwrot do wewnątrz, przemiana i rozpoznanie.

            Rozpoznanie jest możliwe tylko wtedy, gdy zwrócisz się do wewnątrz tu‑i‑teraz. Jeśli ciągle będziesz ścigał cienie, wtedy nie będziesz miał ani czasu, ani miejsca, aby skierować się do wewnątrz. Na zewnątrz jest cała przyszłość, a wewnątrz jest teraźniejszość.

            Teraźniejszość nie jest częścią czasu. Teraźniejszość jest wiecznością. Jest teraz – wieczna. Jest wewnątrz ciebie.

            Gdy skierujesz się do wewnątrz, zaczniesz się śmiać.

            Jest powiedziane, że gdy Bodhidharma osiągnął oświecenie, zaczął się śmiać, zaczął ze śmiechu tarzać się po ziemi. Wokół zgromadzili się uczniowie i zapytali: „Co się stało? Oszalałeś?” Wyglądał rzeczywiście niesamowicie. Przez dziewięć lat po prostu siedział i nikt nigdy nie zauważył nawet cienia uśmiechu na jego twarzy, był bardzo poważnym i surowym człowiekiem.

            Przez dziewięć lat nieprzerwanie patrzył na ścianę... przez dziewięć lat siedział pod ścianą i na nią patrzył. Przez dziewięć lat nawet nie odwrócił się, aby z kimś porozmawiać – bardzo poważny człowiek. Zdecydował, że nie podniesie się, zanim nie odkryje, czym jest prawda.

            Tradycja mówi, że obumarły mu nogi. Dziewięć lat to sporo, być może rzeczywiście obumarły mu nogi. Ale nie w tym rzecz. Jedno jest pewne: nogi symbolizują aktywność, ruch, pragnienie, cel – nogi to wszystko symbolizują. Z pewnością, w ciągu tych dziewięciu lat, cele zniknęły. Nie było dokąd pójść. Cała motywacja, całe pragnienie osiągania zniknęło. Z pewnością nogi obumarły.

            I pewnego dnia, nagle ten człowiek tarza się po ziemi ze śmiechu – wydaje się, że oszalał. Ludzie musieli myśleć, że dziewięć lat siedzenia i gapienia się w ścianę doprowadziło Bodhidharmę do szaleństwa. Ale dlaczego się śmiał? Śmiał się z całej absurdalności i bezsensowności tego, że wszystko, czego szukał, było zawsze w nim, ale nie był tego świadomy.

            Twój skarb jest z tobą. Twój skarb jest w tobie już teraz. Nie widzisz tego, ale ja to widzę. Bycie ze mną to okazja, abyś ty też zobaczył to, co ja widzę w tobie już teraz.

            Gdy do mnie przychodzisz, jesteś dla mnie wartościowy. Gdy do mnie przychodzisz, widzę nadchodzącego buddę. Nie jesteś tego świadomy.

            Chciałbym pokłonić się tobie nisko i dotknąć czołem twoich stóp... ale może to być dla ciebie niebezpieczne, więc opieram się tej pokusie. Już teraz jesteś obłąkany i mógłbyś stać się obłąkany jeszcze bardziej. Lecz naprawdę mam ochotę pokłonić się przed tobą.

            Już teraz jesteś tam, gdzie chciałbyś być, gdzie pragnąłbyś być. Jesteś pełny. Widzę jak zakwitł twój kwiat, kwitł zawsze, ale twoje oczy błądziły gdzieś indziej.

            Zatem gdy mówię o oświeceniu, stwierdzam jedynie prosty fakt dotyczący twojego istnienia. Nie daję ci celu, którego masz pragnąć. Mówię tylko, abyś był tu‑i‑teraz, ponieważ właśnie w ten sposób będziesz w stanie ujrzeć rozkwit swojego jestestwa.

            Nie ma żadnej sprzeczności. Jeśli tak ci się wydaje, przypatrz się jeszcze raz. Twój umysł cię oszukał.

            Odetnij umysł przy samym korzeniu.

 

 

Powrót