Nirwana wybrane fragmenty
Metafizyka to nonsens. Jednak musi czemuś służyć, w przeciwnym razie nie istniałaby zbyt długo. Człowiek jest bezradny w obcym świecie, w nieznanym świecie... nie tylko nieznanym, ale i niepoznawalnym. Ta ciemność, ten obłok niewiedzy potężnie wstrząsa ludzkim umysłem. Więc człowiek musi się jakoś ukoić. Musi stworzyć wiedzę. Nawet jeśli ta wiedza nie jest prawdziwą wiedzą, to stwarza pozory oparcia. Stwarza pozory, że nie jesteś całkowicie bezradny. Dzięki niej możesz udawać, że nie jesteś obcy w tym świecie; że nie jesteś tu przez przypadek; że jesteś tu panem. Przynajmniej możesz bawić się słowami, robić z nimi to, co ci się żywnie podoba i stwarzać iluzję własnej potęgi. To czyni metafizyka – daje ci poczucie siły tam, gdzie tak naprawdę żadna siła w tobie nie istnieje. Daje ci iluzję wiedzy tam, gdzie tak naprawdę żadna wiedza nie istnieje. Samo słowo “bóg” staje się zasadnicze. Dzięki używaniu tego słowa masz poczucie, że coś robisz; że jesteś związany z egzystencją; że na tej ziemi nie jesteś samotnym, bezradnym dzieckiem, ale opiekuje się tobą ojciec w niebiosach – bezustannie patrzy, martwi się o ciebie i twój dobrobyt. To bardzo dziecinne podejście, ale człowiek czuje się bezradny. A istnieje niewielu ludzi, którzy stali się naprawdę dojrzali. Reszta ciągle jest dziecinna. Metafizyka – słowa takie jak “bóg”, “nirwana”, “oświecenie”... stały się niemal rzeczami. Zaczynasz wierzyć w słowa. Jeśli ktoś krzyknie “Pali się!” – pojawi się w tobie lęk i zaczniesz uciekać. W ten sposób możesz wywołać panikę np. w teatrze. Gdy zgasną światła, zacznij krzyczeć “Pali się!” i ludzie zaczną uciekać. Samo słowo “pożar” stwarza iluzję, że gdzieś się pali i życie jest w niebezpieczeństwie. Samo słowo “cytryna”... pomyśl o nim, skoncentruj się na nim, a ślina zacznie napływać do twoich ust. Samo słowo “cytryna”... nie ma w sobie nic, ale człowiek stał się niewolnikiem słów. Oczywiście, słowo “ogień” nie może cię spalić; słowo “woda” nie może cię zmoczyć. Ale słowo “bóg”; słowo “religia”; słowo “Chrystus”; słowo “Budda”... jak wielu ludzi poświęciło swoje życie dla tych słów? Ktoś obraża chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo to tylko słowo, ale chrześcijanie są obrażeni i poleje się krew. Ludzkość walczy w imię słów – “ojczyzna”, “wolność”, “socjalizm”, “sztandar”... i miliony ludzi w imię tych słów zginęło. Słowa stały się ważniejsze od samego życia. To rodzaj szaleństwa. Metafizyka jest nie tylko nonsensem, ale i szaleństwem, w którym oczywiście jest metoda. Metafizyka jest bardzo metodologiczna. Metafizycy bez przerwy budują ze słów drapacze chmur, wieże Babel. Ciągle je budują. A kiedy słowa cię usidlą, rzeczywistość od ciebie się oddala. Zaczynasz żyć ukryty za murem słów. A ten mur jest potężniejszy od wszelkich innych murów. Nawet mury zbudowane z cegieł, kamieni, skał – nie są tak potężne. Siła słów polega na tym, że są przezroczyste: możesz
przez nie patrzeć i nigdy nie będziesz świadomy tego, że patrzysz
poprzez słowa. One są prawie niewidzialne – jak czyste szkło. Stań
przy oknie. Jeśli szkło jest naprawdę czyste, nie będziesz świadomy
istnienia szyby. Będziesz myślał, że okno jest otwarte i widzisz
niebo, drzewa, wschodzące słońce... i nigdy nie będziesz świadomy, że
pomiędzy tobą a rzeczywistością jest szyba. Czy zaobserwowałeś siebie? Czasem, gdy podczas ciemnej nocy idziesz pustą ulicą, zaczynasz śpiewać i pogwizdywać. Oto metafizyka. Stwarzasz poczucie, że nie jesteś samotny. Pogwizdywanie i słuchanie swojego głosu daje ci poczucie, że ktoś tu jeszcze jest. To ci dodaje otuchy. Podśpiewywanie, a jeśli jesteś religijny – modlitwa... i czujesz, że bóg tu jest, wszystko jest w porządku. Przez chwilę jesteś zajęty śpiewaniem, modlitwą, pogwizdywaniem, mamrotaniem. Jesteś zaabsorbowany i zapominasz, że noc jest ciemna, ulica – pusta i wszędzie czai się niebezpieczeństwo. Z powodu śmierci, człowiek bezustannie pogwizduje. To pogwizdywanie to metafizyka. Człowiek bezustannie stara się ukrywać fakt, że śmierć istnieje. Człowiek bezustannie stara się ukrywać fakt, że jego życie może być zwykłym przypadkiem. Że stwórca być może nie istnieje. Że może nie istnieje nikt, kto nas kontroluje. Gdy zrozumiesz, że nie istnieje nikt, kto kontroluje – wpadniesz w panikę. I wtedy, w każdym momencie wszystko może się zawalić i nawet nie będziesz miał się przed kim wyżalić. Nie istnieje nikt, przed kim mógłbyś się wyżalić. Metafizyka stwarza wokół ciebie urojony świat; świat wypełniony pięknymi słowami – “niebiosa”, “raj” – dla ciebie... no i “piekło” – dla innych. Piekło dla innych, niebiosa dla ciebie – oto jak spełniamy swoje życzenia. Psychologowie wiedzą, że istnieje pewna faza rozwoju, przez którą musi przejść każde dziecko. Czy zaobserwowałeś małe dzieci? Są bardzo przywiązane do pewnych przedmiotów – albo pluszowego misia, albo kawałka koca, albo czegokolwiek – nie ma znaczenia, jaka to rzecz. Cokolwiek jest poręczne – chwytają się tego i wkrótce ten przedmiot staje się niemal święty, religijny. Nie możesz go dziecku odebrać nie raniąc go. Trudno mu będzie zasnąć bez swojego pluszowego misia. Każde dziecko jest do niego przywiązane. On daje mu poczucie bezpieczeństwa. Przedmiot ten nie jest zwykłym przedmiotem – jest wyjątkowy. Musisz to zrozumieć, ponieważ cała metafizyka jest dziecięcą lalką – jeśli ją dziecku odbierzesz, nie zaśnie, będzie za czymś tęskniło. Ta lalka to jego medytacja transcendentalna, to jego modlitwa. Lalka jest jego bogiem. Dla ciebie lalka wydaje się być czymś zewnętrznym. Dla dziecka ona nie znajduje się gdzieś na zewnątrz jego życia – jest integralną częścią jego istnienia. Lalka znajduje się gdzieś na granicy pomiędzy tym, co wewnętrzne a tym, co zewnętrzne. To, co na zewnątrz – to świat przedmiotów. To, co wewnątrz – to świat twojego istnienia. Lalka znajduje się na granicy tego, co wewnętrzne i tego, co zewnętrzne. W pewnym sensie jest częścią zarówno świata zewnętrznego, jak i twojego wewnętrznego istnienia. To najdziwniejsza rzecz na świecie, ale daje poczucie bezpieczeństwa, chroni cię. Nigdy nie czujesz się samotny, zawsze jesteś czymś zajęty. Staje się to rytuałem. Pierwszą rzeczą, jaką robi dziecko nad ranem jest szukanie lalki. Jeśli ją znajdzie – wszystko jest w porządku, wszystko znajduje się na swoim miejscu. Ta lalka jest jego światem, w ten sposób, dziecko organizuje swój świat. Świat jest ogromny, a dziecko bezradne – nie może kierować światem, ale może kierować pluszowym misiem. Przy lalce jest panem. Świat jest zbyt wielki i trudny do pojęcia... dziecko jest bezsilne, uzależnione od innych ludzi. Przy lalce, nie jest już małym dzieckiem – staje się szefem, grubą rybą. Z lalką może wyprawiać to, co mu się żywnie podoba – może nią rzucać, może się na nią wściekać, może ją bić. Po chwili, może ją pochwalić, pouczyć, pokochać, przytulić i pocałować. Może z nią zrobić cokolwiek mu przyjdzie do głowy, gdyż lalka jest bezbronna. Dziecko staje się panem sytuacji. Całą metafizykę cechuje to samo. Nie ma różnicy, czy chodzi o boga, czy też o lalkę. Ciągle przytulasz się do swojej zabawki. Jeśli naprawdę chcesz dowiedzieć się, czym jest życie, musisz wyrzucić wszystkie lalki, musisz je zniszczyć. Aby stać się zdolnym do poznania tego, co naprawdę jest, musisz zniszczyć wszystkie iluzje. Wszystkie fikcje muszą zostać odrzucone. Ludzie bezustannie ukrywają się za swoimi fikcjami – one służą im jako jaskinie... wprawdzie nie ma w nich światła ani świeżego powietrza, ale zapewniają im bezpieczeństwo. Wprawdzie twoje fikcje, twoje wierzenia doprowadziły cię niemal do śmierci, ale jednocześnie czujesz się bezpieczny. Dlatego ciągle powtarzam, że ktoś, kto jest prawdziwie religijny, jest najodważniejszym człowiekiem na ziemi. Nie ma innego sposobu na życie, niż bycie gotowym na przyjęcie niebezpieczeństwa, które życie niesie. Słyszałem taką anegdotę: Podczas żydowskiego przedstawienia kurtyna nagle opada i na scenie pojawia się bardzo poruszony dyrektor teatru: – Drodzy państwo, z przykrością komunikuję, że nasz wspaniały i uwielbiany aktor – Mendel Kalb miał właśnie w swojej garderobie śmiertelny atak serca i zmuszeni jesteśmy przerwać przedstawienie... W tym momencie, z jednego z balkonowych miejsc unosi się potężna kobieta w średnim wieku i krzyczy: – Szybko! Podajcie mu trochę rosołu! Zaskoczony dyrektor odpowiada: – Ależ droga pani, powiedziałem właśnie, że to był atak serca, inaczej mówiąc – nasz wielki Mendel Kalb nie żyje. – No to szybko! Podajcie mu trochę rosołu! Zdesperowany dyrektor, załamanym głosem wykrzykuje: – Droga pani! Ten człowiek nie żyje! Rosół mu już nie pomoże! Kobieta odkrzykuje: – Może nie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi! To samo jest z metafizyką – jedyne co w jej obronie można powiedzieć to to, że nie zaszkodzi. Metafizyka to rosół dla trupa. W niczym nie pomoże, nie przynosi nic dobrego – jedynie słowa, słowa, słowa... werbalne zabawy, które w niczym nie pomogą, ale i nie zaszkodzą – są tak bezsensowne, że nawet nie mogą zaszkodzić. Pamiętaj – coś może być szkodliwe tylko wtedy, gdy może także przynieść korzyść. To, co nie może zaszkodzić, nie może też pomóc. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób danej rzeczy użyjesz. Trucizna jest szkodliwa, ale może być użyta w odpowiedni sposób – jako lekarstwo. Zależy w jakiej dawce jej użyjesz. Metafizyka ogranicza się jedynie do zwykłych słów, ale ludzki umysł jest skłonny do wiary w słowa i wkrótce zapomina, że słowa nie są rzeczywistością; zapomina, że rzeczywistość poza nie wykracza. Droga do rzeczywistości wiedzie poprzez ciszę i medytację, a nie poprzez umysł. Twój umysł bezustannie wytwarzając coraz więcej słów powoduje, że angażujesz się w kompletnie bezużyteczną aktywność – wiele hałasu o nic. Dlaczego zatem ludzie kurczowo trzymają się swoich metafizycznych poglądów? Dlatego, że gdyby je odrzucili, gdyby odrzucili wszystkie filozofie, całą religię, chrześcijaństwo, buddyzm, hinduizm... wtedy pozostaliby nadzy. Jeśli to wszystko odrzucisz, nagle pojawia się przerażone dziecko, pozbawione swojego pluszowego misia. Jeśli to wszystko odrzucisz, nie wiesz, kim jesteś. Jeśli to wszystko odrzucisz, nagle tracisz tożsamość – znika twoje imię, znika twoja postać, znika wszystko... i zaczynasz spadać w przepaść. Stąd bierze się ten lęk. Ludzie kurczowo trzymają się słów. Słowa pociągają za sobą następne słowa. Słowa pociągają za sobą kolejne pytania, potrzebne są zatem kolejne odpowiedzi, które prowokują następne pytania i tak dalej, i tak bez końca. Jest taka opowieść o robotniku, który został śmiertelnie ranny. Przysłano do niego księdza, który swoją posługę zaczął od słów: – Czy wierzysz w boga ojca? Czy wierzysz w boga syna? Czy wierzysz w ducha świętego? Robotnik popatrzył na zebranych i wymamrotał: – Ja tu umieram, a ten gość zadaje mi jakieś zagadki...
Życie jest ciągle we władaniu śmierci. Budda zwykł mawiać: “Widzę, że jesteś w wielkim niebezpieczeństwie, a tracisz czas na rozwiązywanie zagadek, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością”. Zwykł także mawiać – “Jesteś jak wielki filozof, którego trafiła zatruta strzała. Leżał na ziemi i gdy przyszedł lekarz chcący wyciągnąć strzałę z jego ciała, człowiek powiedział: “Poczekaj, muszę najpierw dowiedzieć się, czy ta strzała jest rzeczywista, czy też jest iluzją. Czy świat jest rzeczywisty, czy też jest iluzją. Muszę rozstrzygnąć, czy strzała trafiła mnie przez przypadek, czy też ktoś wystrzelił ją we mnie celowo. I dlaczego bóg stworzył świat? Czy w ogóle istnieje ktoś kto stworzył świat?” Ciężko ranny człowiek docieka, czy życie jest warte ratowania, czy też nie. Budda często opowiadał tę historię, mówiąc: “Patrząc na ciebie, widzę tamtego człowieka”.Życie szybko mija. Strumień wody życia prześlizguje się pomiędzy twoimi palcami, w każdej chwili może nadejść śmierć, a ty próbujesz rozwiązywać jakieś metafizyczne łamigłówki? Kto stworzył świat... czy w ogóle ktoś go stworzył... kim jest bóg... czym jest forma... Ludzie bezustannie debatują, bezustannie dyskutują. Wydaje się, że poprzez te dyskusje czegoś unikają. Unikają życia. Usiłują zająć się czymkolwiek, aby tylko rzeczywiste życie i rzeczywista śmierć nie miały do nich dostępu. Słyszałem pewną historię. Jest bardzo piękna. Rzecz dzieje się w średniowiecznym Rzymie. Konserwatywni doradcy papieża przekonali go, że powinien pozbyć się Żydów z miasta. Rozkazano więc Żydom opuścić Rzym. Było to dla nich wielką tragedią, ponieważ dokądkolwiek by się nie udali, wszędzie czekała ich podobnie ciężka sytuacja. Poprosili więc papieża o łaskę, a ten okazał się człowiekiem prawym i zaproponował im zawody, do których Żydzi mieli wytypować jednego ze swoich ludzi. Rywalizacja miała polegać na pantomimicznej debacie z papieżem. Jeśli przedstawiciel Żydów zwycięży, będą mogli pozostać w mieście. Wieczorem rabini zebrali się w synagodze, aby rozważyć propozycję. Podjęcie papieskiej rękawicy wydawało się jedynym rozsądnym wyjściem, ale nie było żadnych ochotników, ponieważ jak powiedział główny rabin: – Jest niemożliwe wygrać debatę z papieżem, ponieważ ten będzie jednocześnie zawodnikiem i sędzią. Poza tym, jak mogę podjąć się tej odpowiedzialności, jeśli moja porażka musi przesądzić o naszym wygnaniu? Nagle zabrał głos dozorca, zamiatający podłogę w synagodze: – Ja stanę do debaty. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Główny rabin rzekł: – Ty? Zwykły dozorca chce walczyć z papieżem? – Ktoś musi, a nikt prócz mnie nie jest chętny. Tak więc, z braku innych ochotników, dozorca został wyznaczony jako reprezentant żydowskiej wspólnoty. Nadszedł wielki dzień. Na placu Świętego Piotra pojawił się papież, otoczony przez kardynalskie kolegium w pełnym rynsztunku. Wokół zgromadziły się tłumy biskupów i innych kościelnych dostojników. Z przeciwnej strony zbliżał się dozorca w towarzystwie kilku siwobrodych rabinów, odzianych w swoje ponure, czarne szaty. Stanął naprzeciwko papieża i debata się rozpoczęła. Papież uroczyście uniósł palec i szerokim gestem wskazał na niebo. Dozorca bez wahania, w stanowczy sposób skierował swój palec ku ziemi. Papież wyglądał na zaskoczonego. Z jeszcze większą powagą papież ponownie uniósł palec i wystawił go prosto przed twarzą dozorcy, a ten, z lekko drwiącym uśmiechem, w stanowczy sposób wystawił trzy palce przed nosem papieża... Wyraz głębokiego zadziwienia pojawił się na papieskim licu. Papież spod swej szaty wydobył jabłko. Na co dozorca wyjął z kieszeni papierową torebkę, z której wyciągnął kromkę chleba. Widząc to, papież oznajmił gromkim głosem: – Ten oto przedstawiciel Żydów wygrał debatę! Mogą pozostać w Rzymie! Żydzi pośpiesznie opuścili plac, tymczasem kościelni dostojnicy byli żądni wyjaśnień i otoczyli papieża, pytając: “Co się stało, Wasza Świątobliwość? Tempo tej wymiany gestów było dla nas zbyt szybkie”. Papież drżącą dłonią przetarł czoło: – Ten człowiek to mistrz w sztuce debatowania. Na początku, szerokim gestem uniosłem rękę w kierunku niebios, aby dać do zrozumienia, że Bóg włada wszechświatem. A Żyd bez cienia wahania wskazał za ziemię, wyrażając tym gestem, że jednak szatan posiada władzę nad swoją częścią świata... ...Wtedy pokazałem mu wyciągnięty palec, aby udowodnić, że pomimo wszystko Bóg jest jeden. Chciałem złapać Żyda w sidła jego własnej teologii. A on natychmiast uniósł trzy palce, aby dać do zrozumienia, że Bóg wprawdzie jest jeden, ale manifestuje się w trzech osobach – tym samym dozorca wykazał zrozumienie doktryny o Świętej Trójcy... ...Zaniechałem więc teologii i wyjąłem jabłko, aby wykazać, że ślepi wyznawcy tak zwanej nauki zaprzeczają prawdzie objawionej twierdząc, że ziemia jest kulista jak jabłko. Na to dozorca stanowczo wyciągnął kawałek chleba, aby wykazać, że ziemia, zgodnie z objawieniem, jest płaska jak kromka. Więc przyznałem mu zwycięstwo! Tymczasem Żydzi doszli do swego obozowiska, otoczyli dozorcę i także domagali się wyjaśnień. Ten zaś powiedział: – Nic wielkiego. Najpierw papież machał ręką, tak jakby chciał powiedzieć, że musimy się wynieść z Rzymu. Więc pokazałem mu dłonią w dół, że tu pozostaniemy. Potem wyciągnął do mnie palec, tak jakby mówił, że choćbym padł przed nim trupem, to i tak Żydzi muszą się wynieść. Na co ja wyciągnąłem trzy palce, aby w ten sposób powiedzieć, że może mnie zabić trzy razy, a i tak Żydzi pozostaną w Rzymie. Potem zobaczyłem, że papież wyciąga zza pazuchy drugie śniadanie, więc wyciągnąłem swoje.
Na tym polega cała metafizyczna debata. Puste, nic nie znaczące gesty, którym możesz nadać dowolne znaczenie. Puste, nic nie znaczące słowa, którym możesz nadać dowolne znaczenie. Jesteś twórcą tej gry. Rzeczywistość nie przejmuje się słowami; nie przejmuje się tym, co myślą ludzie; nie przejmuje się tym, co ludzki umysł uważa za prawdę. Prawda się tym nie przejmuje. To nie ty decydujesz, co jest prawdą. Nikogo nie oszukasz, oprócz samego siebie. Twoja prawda jest tylko twoją prawdą – nie jest prawdą autentyczną. Wnioski wyciągane przez umysł są ograniczone do samego umysłu. Pokazują jak działa umysł, nie mówią nic o rzeczywistości. Prawda nie jest zbiorem przekonań zrodzonych w umyśle, prawda jest transformacją istnienia. Więc nie proponuję ci żadnej metafizyki. Ludzie przychodzą do mnie i pytają: “Jaka jest twoja doktryna?”. Nie mam żadnej. Wszystkie doktryny są niebezpieczne, ponieważ stają się dogmatami. Poza tym, doktryny są niebezpieczne, gdyż cała ludzka energia marnuje się na nie. Odrzuć wszelkie doktryny, dogmaty, wierzenia... odrzuć wszelkie “-izmy”. Uwolnij się od nich, bądź świeży, bądź nieskażony. A wtedy pojawi się w tobie inteligencja. Inteligencja różni się od intelektu. Intelekt jest zgromadzoną wiedzą, inteligencja zaś świeżością, dziewiczością i niewinnością twojego istnienia. Osoba inteligentna bez żadnych słów stawia czoła życiu, podchodzi do niego naga, bez żadnych wierzeń, świętych ksiąg – podchodzi do życia bezpośrednio. Nie musi niczego udowadniać, nie ma wobec życia żadnych oczekiwań, wyobrażeń, uprzedzeń. Człowiek inteligentny nigdy nie jest sfrustrowany. Jest otwarty, chłonny, pozwala rzeczywistości przeniknąć do najdrobniejszej cząstki swojego istnienia. Staje się jak gąbka nasączona rzeczywistością. Bądź jak świeża gąbka, abyś mógł wchłonąć w siebie całą istniejącą rzeczywistość. Na tym polega medytacja. Medytacja oznacza odrzucenie umysłu, odrzucenie metafizyki, odrzucenie doktryn dotyczących rzeczywistości, aby ta mogła do ciebie dotrzeć i cię wypełnić. Gdy staniesz się niewolnikiem doktryny, wtedy będziesz we władaniu intelektu, a nie inteligencji. Człowiek inteligentny jest zawsze wolny, intelekt nigdy nie jest wolny – zawsze próbuje działać zgodnie z przeszłością. Natomiast inteligencja zawsze reaguje na chwilę obecną. Intelektualista jest logiczny, jest zbyt logiczny, jest drobiazgowy. Człowiek inteligentny jest paradoksalny, jest autentyczny, jest rzeczywisty – a rzeczywistość jest paradoksalna. Człowiek inteligentny nie ma wobec rzeczywistości żadnych uprzedzeń, nastawień. Jest elastyczny, płynny jak woda, gotowy do żywego reagowania na rzeczywistość, bez względu na to, co ona niesie. Jest otwarty i chłonny, nigdy nie mówi nie. Zapamiętaj. Intelektualista zawsze kurczowo trzyma się nie. Osoba inteligentna żyje zgodnie z tak – zawsze mówi życiu tak, bez względu na to, jakie to życie jest. Nie walczy, nie spiera się z życiem – jest jego częścią. Bycie inteligentnym to coś zupełnie odmiennego od kierowania się intelektem. Kierowanie się intelektem jest jedynie udawaniem, że jesteś inteligentny; jest marnym substytutem inteligencji. A gdy kierujesz się intelektem, stajesz się egoistyczny. Gdy zaś stajesz się egoistyczny, zamykasz się. Jeśli kierujesz się intelektem; jeśli próbujesz rozwiązać zagadkę rzeczywistości; jeśli wierzysz w doktryny i masz nadzieję, że one pozwolą ci odnaleźć klucz do rzeczywistości – wtedy ten klucz stanie się barierą, gdyż zamek w drzwiach prowadzących do rzeczywistości nie jest zamknięty. Drzwi są otwarte. Pewnie słyszałeś o amerykańskim magiku – Houdinim, który słynął z umiejętności wydobywania się z rozmaitych kajdan, łańcuchów, zamkniętych pomieszczeń, skrzyń. Potrafił zrobić to w ciągu minuty, najwyżej trzech minut. Ale pewnego dnia, po raz pierwszy w życiu został wprowadzony w błąd. Działo się to we Włoszech, był zamknięty w skrzyni i nie mógł się z niej wydostać przez całą godzinę. Zgromadzeni ludzie niepokoili się. Co się stało? Gdy w końcu się wydostał, był kompletnie wyczerpany, spocony, wyglądał przedziwnie. Zapytany, co się stało, odpowiedział: – Oszukano mnie. Nie zamknięto drzwi od skrzyni, były otwarte, a ja przez cały czas usiłowałem otworzyć zamek, którego nie było! Istniała jedynie dziurka od klucza, sama dziurka, a ja starałem się otworzyć nieistniejący zamek.
Oczywiście, jeśli zamek nie istnieje, nie możesz go otworzyć. Houdini denerwował się i nie był w stanie zdać sobie sprawy z tego, że drzwi były otwarte. Była wprawdzie dziurka, ale nie było zamka, więc żaden klucz nie mógł pasować. Jezus powiada: “Pukajcie, a będzie wam otworzone”. Znaczy to: “Pukajcie, a odkryjecie, że drzwi są zawsze otwarte”. Intelekt próbuje stworzyć klucze i z powodu tych kluczy marnujesz życie. Gdy znajdziesz klucz... oczywiście wygląda to jak klucz, ale nim nie jest, ponieważ nie może pasować do nieistniejącego zamka... więc gdy odnajdziesz ten pozorny klucz, stanie się on pluszowym misiem i zaczniesz stawać w jego obronie. Hindusi stają w obronie swojej religii, samo stosowanie się do jej zaleceń nie interesuje ich tak bardzo, jak walka w jej obronie. Mahometanie stają w obronie swojej religii. Chrześcijanie bezustannie tworzą bezwartościową literaturę, nigdy nie spotkałem się z czymś równie bezwartościowym – to zwykłe brednie. Ale bezustannie tę literaturę tworzą – w obronie religii. Spieranie się jest dla nich ważniejsze, niż stosowanie w praktyce tego, o co się spierają. Nie postępują zgodnie z tym, co mówią, ich klucz nigdy im nie pomógł, pomimo to ciągle stają w obronie własnej religii. Ludzie wynajdują najprzedziwniejsze sposoby, aby bronić swoich kluczy, bronić swoich doktryn. Cała ich energia marnuje się na bezsensownym wysiłku. Czy to zaobserwowałeś? Jeśli nie posiadasz żadnej doktryny, możesz się ubawić ludźmi, którzy zaczynają racjonalizować i bronić swoich doktryn. Zdarza się to często. Przychodzą do mnie... pewien chrześcijański misjonarz przybył tu parę lat temu i zaczął przedstawiać swoją teologię. Słuchałem go przez pół godziny, po czym zapytałem: “Czy to wszystko ci jakoś pomogło? Bo wyglądasz na kogoś stukniętego”. Musieliście zetknąć się ze Świadkami Jehowy i innymi, równie stukniętymi ludźmi... Ale on nie słuchał – tak jakby go w ogóle nie było, ciągle mówił, mówił, mówił. Minęła następna godzina. Przerwałem mu na chwilę, mówiąc: “Poczekaj chwilę, o czym ty w ogóle mówisz? Czy to, o czym mówisz, pomogło ci?” Odpowiedział, że nie pomogło, ale ma nadzieję, że pomoże. Zapytałem go: “Jest coś, co pomogło mnie. Czy chcesz o tym posłuchać?”, na co odparł: “Wpadnę do ciebie innym razem”. Nigdy się już nie pojawił. Ludzie desperacko trzymają się swoich wierzeń. Nie przekonują innych – raczej przez przekonywanie innych przekonują siebie samych. Gdy zostają sami, zaczynają się bać: “Kto wie, może jest tak, że to, w co wierzę nie jest prawdą?” Natomiast gdy przekonują innych i ktoś powie: “Tak, to jest prawda”, wtedy stają się pewni siebie. Są przekonani, że jest jakaś prawda w tym, co mówią, gdyż w przeciwnym wypadku inni ludzie nie daliby się przekonać. Zdarzyło się pewnego razu, że dwaj uczniowie prowadzili dyskusję o tym, który z ich nauczycieli – rabinów jest bardziej pobożny. – Mój rabin jest tak świątobliwy, że przyciąga uwagę samego Pana. Ostatniej wiosny, gdy w mieście padał deszcz, nad głową rabina pojawiła się aureola, która chroniła mego nauczyciela przed deszczem i oświetlała jego głowę pięknymi promieniami słońca. – Pomimo to, mój rabin jest b ardziej pobożny.– Co takiego?!? Twojemu brakuje nawet podstawowych elementów pobożności! Widziano go, jak podczas święta Jom Kippur – najważniejszego dnia w roku – kiedy obowiązuje post, twój rabin jadł kurczaka! – Oczywiście, że jadł. Tego dnia w całym mieście był Jom Kippur i obowiązywał post, ale nad głową mojego rabina pojawiła się aureola, pod którą był już następny dzień po poście.
Ludzie sięgają do najbardziej absurdalnych argumentów, aby się obronić. Bezustannie w coś wierzą, ponieważ bez tej wiary spadliby w bezdenną przepaść. Ta przepaść jest rzeczywista. Gdy ją zaakceptujesz, zniknie lęk. Gdy zaakceptujesz fakt, że życie jest tajemnicą, której nie można poznać; gdy zaakceptujesz fakt, że życie jest niepoznawalne... wtedy lęk zniknie i ustaną wszelkie wysiłki, aby poznawać i tworzyć doktryny. Nagle staniesz się częścią rzeczywistości, zniknie rozdarcie. Ten, kto poszukuje, i to, co poszukiwane – staną się jednym. Ten, kto obserwuje, i to, co obserwowane – staną się jednym. Ten, kto widzi, i to, co widziane – staną się jednym. Nagle zniknie podział stworzony przez twoje doktryny. |
||
|